Przyczyna, czy bodziec
Marshall Rosenberg mówił, że to nie sytuacja jest przyczyną emocji, które nam w niej towarzyszą, tylko nasze przekonania. Jasne, intelektualnie w pełni się z nim zgadzam. Wiem też doskonale, że sucha teoria to za mało, żeby zmienić nawykowe działanie, dopiero doświadczenie realnie poszerza perspektywę.
Żyrafa, czy szakal
Zatem było i doświadczenie, a jakże! Milion razy przekonałam się już, że życie jest dużo piękniejsze niż moje wyobrażenia na jego temat. Ale na szczęście – żeby nie było zbyt nudno – jest jeszcze mój szakal, który ciągle ma sporo do powiedzenia na temat zachowań otaczających mnie ludzi. Kochany futrzak mógłby napisać bestsellerowy poradnik z ciętymi ripostami i skutecznymi sposobami na diagnozowanie emocjonalnych problemów mojego otoczenia.
Tylko ja przecież świadomie (!) wybrałam na życie drogę żyrafy! I co szakal wychylał głowę i raczył mnie swoją przepełnioną życiowym doświadczeniem radą, to ja za tę głowę: cap! (takie: cap! bez przemocy oczywiście) i chowałam ją za żyrafimi słowami. Tak się skupiałam na tym robieniu żyrafy, że dopiero po jakimś czasie zauważałam, że moje ciało mówi zupełnie co innego niż usta. I wtedy na pomoc przyszło mi ćwiczenie, które polegało na empatycznym wysłuchaniu swojego szakala i wypisaniu tego wszystkiego, za co mogę być mu wdzięczna.
Chwileczkę… To po to tak się starałam – czytałam, praktykowałam, uczyłam się tych wszystkich bezprzemocowych zwrotów, żeby teraz dziękować temu draniowi?!
Korzyść z bycia najlepszą uczennicą
Na szczęście ćwiczenie było jednym z zadań do wykonania na studiach, a ja – nie do końca uleczona z syndromu najlepszej uczennicy w klasie – podeszłam do niego ambicjonalnie. I okazało się, że było za co dziękować. I że to nie była jedna rzecz. I jeszcze, że po wysłuchaniu szakala żyrafa zaczynała brzmieć tak jakoś prawdziwiej i bardziej z serca. Bo przecież nawet jeśli ta szakala perspektywa nie jest moją wymarzoną, nawet jeśli jest wąska jak szpara pod drzwiami, to jednak jest moja – zbudowana przez te wszystkie lata, kiedy o NVC nie miałam pojęcia i z zasobami, którymi wtedy dysponowałam starałam się żyć najpełniej jak potrafiłam.
Mój przyjaciel, Szakal
Od tego czasu staram się mojego szakala słuchać, szanować, czasem przytulać i dziękować mu za wszystkie ważne potrzeby, o których mnie informuje. Dopiero wtedy jestem gotowa przyjąć perspektywę drugiego człowieka i towarzyszyć mu z ciekawością i miłością. Wtedy zamiast patrzeć przez tę szparę, po prostu otwieram drzwi.
A było tak: idę do osiedlowego sklepiku spożywczego, pod którym stoi samochód. Z samochodu rozbrzmiewa nagle długi dźwięk klaksonu, na który całe moje ciało się napina. W mojej głowie pojawia się myśl: „Trzeba być strasznym burakiem, żeby tak na kogoś trąbić pod sklepem, zupełnie nie biorąc pod uwagę innych ludzi…To na pewno jakiś znerwicowany prezesik średniego szczebla wielkiej korporacji trąbi na żonę, która ośmiela się dłużej robić zakupy” (tak, tak, mój szakal nie lubi eufemizmów).
Podchodzę do sklepu i rzucając w stronę samochodu pełne wstrętu spojrzenie napotykam na wzrok kilkuletniego chłopca, który trąbiąc jeszcze raz, unosi głowę znad kierownicy. Jest w jego spojrzeniu radość, ekscytacja, spełnienie. Odwzajemniam uśmiech, a pod drzwiami sklepu wycieram wilgotne oczy.
Sytuacja i towarzyszące jej bodźce się nie zmieniły. Dźwięk klaksonu wciąż był tak samo głośny i przeszywający. Zmieniła się perspektywa. A mój szakal – wysłuchany i zrozumiany przeze mnie mógł sobie pozwolić na przeżycie tego wzruszenia wspólnie z żyrafą.
Chciałabym jak najczęściej zakładać te okulary, przez które widzę więcej, a jednocześnie uczę się lubić też te ciemne, szakale, które mówią mi o wielu ważnych potrzebach, a ignorowane przyrastają mi do nosa na stałe. A jakie okulary Ty wybierasz na dziś?