Pauza jest świetnym narzędziem wspierającym tworzenie zdrowych relacji z najbliższymi. „Za proste” mówisz? Szkopuł w tym, że to, co proste nie zawsze jest łatwe.
O momencie zatrzymania/chwili na oddech/pauzie na powrót do siebie wiem od dawna. Czytam o niej, uczę się jej w praktyce, polecam ją na swoich warsztatach.
Wiem, że to jest sposób, który naprawdę działa, a jednocześnie nie potrafię z niego korzystać, kiedy za mocno oddalam się od siebie. Od kilku dni znowu praktykuję uważność, bardziej skupiam się na odczuciach z ciała, mniej daję się porwać pośpiechowi, na przekór świątecznemu perfekcjonizmowi.
Pauza na spontanie
Dziś pauza wyszła mi jakoś tak spontanicznie i jestem sobie za nią bardzo wdzięczna.
Myłam głowę, pochylając się nad wanną. Na oczach nie miałam ani soczewek kontaktowych, ani okularów. Przy mojej wadzie wzroku (minus pięć na jednym oku i minus sześć na drugim, a do tego dość mocny astygmatyzm) bez szkieł jestem ślepa jak kret. Obok plątała się Haneczka, która robiła swoje poranne ablucje. W pewnym momencie zawołała mnie i poprosiła o uwagę. Stała na sedesie obok zawieszonej wysoko półeczki, na której stoi kilkanaście lakierów do paznokci i różne kremy. Ustawiłam głowę w odpowiedniej pozycji, żeby móc ją „zobaczyć” – to nic, że do góry nogami i miała kształt rozmazanej plamy. Wiedziałam, że moje spojrzenie jest dla niej w tej chwili ważne z jakiegoś powodu.
– Mamo, pomalowałam sobie palec…- tu nastąpiła zawieszka, taka, jaką ma się, kiedy chce się komuś coś powiedzieć, ale nagle człowiek zapatrzy się w dal i odpłynie gdzieś myślami.
– … – nie powiedziałam nic, wpatrując się tylko w rozmazaną plamę, która, z mojej perspektywy, miała nogi na górze, a głowę na dole. To dobrze, bo na końcu języka miałam różne: „Haniu, przecież tyle razy Cię prosiłam, żebyś nie otwierała sama lakierów do paznokci!”
– Mamo, pomalowałam sobie palec… – podjęła drugą próbę, ale wciąż tkwiła w tym przyjemnym stanie odrętwienia umysłowo-wzrokowego.
– … – ciągle patrzyłam bez słowa, nie widząc zbyt dużo i mając w głowie dwie wersje mnie samej.
Jedną, tę racjonalną, bardziej mi ostatnio znajomą, która beszta dziecko za wzięcie nie swoich rzeczy i natychmiast przejmuje odpowiedzialność za sytuację: zakręć szybko ten lakier i podnieś ręcę do góry, żeby niczego nim nie ubrudzić! Ja zaraz szybko spłuczę szampon i wytrę głowę, chociaż jestem dopiero w połowie mycia. Dlaczego ja nie mogę nawet umyć głowy w spokoju?!
I drugą, do której zdecydowanie bliżej memu sercu – tę otwartą na bieg życia, z uwagą patrzącą i słuchającą, a mówiącą dopiero wtedy, kiedy to, co chce powiedzieć jest spójne z nią samą.
– Mamo, pomalowałam sobie palec…- zaczęła Hania trzeci raz, ale chyba jej potrzeba efektywności przeważyła nad potrzebami przyjemności i odpoczynku, bo w jednej chwili otrząsnęła się z punkciaka i dokończyła – …nagietkiem. Ten palec, na którym miałam podrażnienie.
Nagietkiem. Podrażnienie. Mówiła coś o nim przed chwilą, ale te lakiery stojące przed nią wydawały mi się jedyną opcją pasującą do „pomalowałam”.
– Cieszę się córeczko. Myślę, że ci pomoże – teraz odezwałam się z głębi serca.
Czego nauczyła się moja córka dzięki pauzie, którą zrobiłam?
Tego, że warto dać człowiekowi czas i wysłuchać go do końca, zanim zacznie się wnosić do rozmowy swój kawałek.
Tego, że najbliższy człowiek jest przy niej wtedy, kiedy tego potrzebuje.
Tego, że sama ma przestrzeń zarówno na działanie, jak też na zatrzymanie i że to ona wybiera moment, kiedy tego najbardziej potrzebuje.
Czego mogła nauczyć się, gdybym wybrała pierwszą wersję siebie?
Tego, że dorosły ma monopol na rację, a jeśli nie ma racji, to i tak ją ma.
Tego, że zamiast świadomie wybierać określone działanie i brać za nie odpowiedzialność, mama odbiera jej odpowiedzialność za sytuację, sama wchodząc w rolę uciemiężonej ofiary (dlaczego nie mogę nawet umyć głowy?)
Tego, że najbliższy człowiek jest obok niej po to, żeby ją oceniać i pokazywać jej wszystkie słabe punkty w niej.
Dlatego świętuję dziś pauzę i daję ją Wam jako wspaniałe narzędzie:
→ Do rozmów przy świątecznym stole, kiedy wujek nieświadomie rzuca bolesne pytanie dotyczące Twojego życia osobistego
→ Do złapania kontaktu z przesyconymi słodkościami dziećmi, które zamiast ubrać się do wyjścia kładą się na ziemię z dzikim wrzaskiem
→ Do powrotu do tego, co jest dla Ciebie najważniejsze, kiedy goście tuż tuż, dzieci właśnie rozrzuciły zawartość szuflad z ważnymi dokumentami po salonie, a w kuchni jeszcze wszystko w powijakach
Pamiętajcie, że każdy dzień jest świętem, a każda chwila niepowtarzalnym darem.