Czy warto podróżować z dziećmi? No pewnie! Gdy tylko dzieci skończą trzy latka, zrobią się rozumne, będą odpieluchowane i na tyle kumate, żeby powiedzieć, czego chcą, to można jechać. Ale zaraz, skoro różnica między naszymi córkami wynosi trzy lata, to znaczy, że mielibyśmy wytrzymać sześć lat bez większych eskapad? Oj, skoro zdecydowaliście się na dzieci, to teraz bądźcie rozsądni. To fakt, trzeba być rozsądnym i stanąć twarzą w twarz z prawdą, że może ktoś wytrzyma i może nawet nie będzie szczególnie cierpiał z tego powodu, ale ta historia nie jest o nas.
Wstrząśnięci nie zmieszani
Rok temu, tuż po pojawieniu się na świecie naszej młodszej córki nasza rodzina przeżyła wstrząs. A że był to dla niej kolejny wstrząs w przeciągu kilku miesięcy, to wszyscy mieliśmy tego po kokardę. Po wyczerpującej przeprowadzce z innego miasta, sprzedaży mieszkania, błyskawicznym wzięciu kredytu, kupnie domu, śmierci wujka i adaptacji w przedszkolu bardzo potrzebowaliśmy odpoczynku.
Wcześniej podróżowaliśmy sporo i dawało nam to zawsze wytchnienie, a często też pozwalało złapać dystans od problemów, które wydawały się czasem nie do rozwiązania. Dlatego od razu przyszła nam do głowy wspólna wyprawa i, jak się potem okazało, myśli nas obojga krążyły wokół Chorwacji. Nagle ogrom znajomych planowało podróż do Chorwacji albo właśnie z niej wróciło. A my rozmawialiśmy, marzyliśmy, wyobrażaliśmy sobie i czuliśmy niezwykłą przestrzeń i wolność płynącą z tych wizji. Przechodziliśmy różne etapy – od ekscytacji, że pojedziemy na tę wyprawę, przez zwątpienie, czy nie zrobimy krzywdy niemowlęciu taką długą podróżą w foteliku, aż po pewność, że to jednak za wcześnie.
Postanowiliśmy, decyzja była rozsądna, słuszna i wtedy…uszło z nas życie. Nasze głowy mówiły głosem „rozsądku”, ale to nie był ten rozsądek, który mówi o realnych zagrożeniach, tylko raczej o ciepłych kapciach, wytartym fotelu i wszechogarniającej nudzie. Nasze serca wiedziały już, że ta wyprawa, choć będzie wyczerpująca, momentami trudna i pełna emocji pozwoli nam otworzyć się na swoje marzenia.
Czy nas na to stać?
Największą niewiadomą w kwestii wyjazdu były finanse, więc kiedy mąż dostał niespodziewany zastrzyk gotówki stwierdziliśmy, że to znak i nie możemy być aż tak głupi, żeby się temu opierać. I gdybyśmy te pieniądze przeznaczyli na życie, to pewnie teraz byłoby stabilniej, może moglibyśmy wymienić okna w sypialni. Tylko naprawdę nie mam pewności, czy wciąż bylibyśmy tak blisko siebie bez tej wspólnej przygody.
Planujemy
Samochód, żebyśmy byli mobilni. Albo nie – samolot, żeby podróż nie była taka wyczerpująca. Jednak nie, loty do Chorwacji są za drogie, ale czy damy radę przejechać prawie 1500 kilometrów z trzylatką i niemowlęciem na pokładzie? Wtedy pojawił się pomysł żabich skoków. Z Białegostoku do Chorwacji było ich pięć. Zagrało nam to z wyobrażeniami o podróży – miało być aktywnie, uważnie przez cały czas, bez pustego przemieszczania się z punktu A do punktu B. Podczas jazdy czasem błogosławiłam ten pomysł, czasem go przeklinałam.
Noclegi zamawialiśmy dopiero trzy tygodnie przed wyjazdem, więc kosztowały dużo więcej niż mogłyby kosztować, gdybyśmy zarezerwowali je wiosną. W związku z tym także wybór był dużo mniejszy. Braliśmy pod uwagę tylko oferty, które pozwalały nam anulować zamówienie na 24 godziny przed jego realizacją bez ponoszenia żadnych kosztów. Taka opcja dawała nam luz i otwartość na to, co się przydarzy po drodze, a, jak wiadomo, z dziećmi przydarzyć się może wszystko. Chociaż standard niektórych miejsc dość mocno odbiegał od czterogwiazdkowych hoteli, w których kiedyś bywaliśmy, to za żadne skarby nie zamienilibyśmy ich na te hotele. Było czysto, mieliśmy gdzie spać i ciągły dostęp do łazienki z ciepłą wodą.
Słowacki baczek ze spłuczką sprzed stu lat, która uruchamiała cały wodospad traktowaliśmy jako zabawny relikt dawnych lat.
W zamian za to śniadania jedliśmy w czarującej, choć starej, kuchni z duszą. Lata lecą, człowiek dojrzewa, oczekiwania się zmieniają.
Podróż nocą
Ostatecznie na myśl o podobnym powrocie, już bez perspektywy nagrody w postaci wakacji, dostawaliśmy gęsiej skórki. Zdecydowaliśmy się więc na powrót nocą z Węgier do Warszawy.
To jest naprawdę świetne rozwiązanie, jednak warto podarować kierowcy chociaż godzinę drzemki w dniu wyjazdu, ewentualnie zamieniać się podczas jazdy. Ja planowałam spać w drodze, jednak byłam tak bardzo podekscytowana podróżą, że nie zmrużyłam oka przez całą drogę. W przeciwieństwie do dziewczynek, które przespały calutką trasę, budząc się – rześkie i wypoczęte – razem ze słońcem tuż przed Warszawą.
W związku z tym dobrze jest po takiej całonocnej jeździe mieć kogoś do opieki nad dziećmi, żeby zdrzemnąć się spokojnie przynajmniej dwie godziny. My takiej opcji nie mieliśmy i druga część dnia była bardzo trudna fizycznie. O ile ja przespałam się z Nastką przy cycusiu podczas jej drzemki, to mąż wieczorem wyglądał jak Zombie.
Czy warto podróżować z dziećmi?
Mimo wszystkich trudności i spięć po drodze nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż: TAK!
To była jedna z najpiękniejszych przygód naszego życia. Dzięki noclegom w małych, rodzinnych pensjonatach poznaliśmy Słowację, Węgry i Chorwację z perspektywy tubylców, zajadaliśmy pyszne domowe ciasta pieczone przez gospodarzy i figi zerwane chwilę wcześniej z ich drzewa.
Kąpaliśmy się w Morzu Adriatyckim i słowackim jeziorze, taplaliśmy się w Balatonie.
Zbieraliśmy z dziećmi kamyki i muszelki i pokazywaliśmy im piękno natury.
Poznaliśmy francusko-niemiecką rodzinę, z którą przez kilka dni czuliśmy pokrewieństwo dusz. Spaliśmy podczas burzy w węgierskim domu z horroru, do którego klucze schowane były pod wycieraczką, a gospodarzy nigdy nie zobaczyliśmy.
To wszystko dało nam taki ładunek świeżości i dystansu od szarej codzienności, że wróciliśmy z pełnymi akumulatorami.
I jeszcze jedno – kolejny raz przekonaliśmy się o tym, że nie ma rzeczy niemożliwych i jeśli działa się zespołowo, to największe wyzwanie staje się realne. Bo skoro startowaliśmy z miejsca: „wiesz, mam takie marzenie, żeby pojechać w tym roku na rodzinną wyprawę do Chorwacji, ale wiem, że to jest teraz niemożliwe”, a zamknęliśmy temat opaleni, wypoczęci i pełni radości, że to zrobiliśmy, to znaczy, że marzenia są od tego, żeby je spełniać.
Już niedługo na blogu pojawi się kolejny tekst o tym jak to zrobić, żeby długa podróż samochodowa z małymi dziećmi obyła się bez ofiar. Metodą prób i błędów (trochę ich było) wypracowaliśmy kilka swoich sposobów, którymi z przyjemnością się z Wami podzielę!