Kosmita wśród ludzi
Bardzo często spotykam się z opinią ludzi, którzy zaczynają zgłębiać Porozumienie bez Przemocy, że ten język nie jest naturalny. Że uczucia i potrzeby może i mają coś wspólnego z tym, co w nich tkwi, ale gdy te osoby zaczynają mówić o tym w towarzystwie, to czują się jak kosmici, których nikt nie rozumie. W dodatku już wypowiadając nieśmiertelne „czuję…bo potrzebuję…” same widzą sztuczność takiej formy i zniechęcają się do dalszych prób. A wystarczy jeszcze kilka razy usłyszeć od mamy/męża/przyjaciela „mów do mnie normalnie, nie stosuj na mnie tych swoich psychologicznych gadek” i łatwo jest wysnuć wniosek, że może w książkowym, idealnym świecie to ma jakiś sens, ale w praktyce po prostu nie działa.
Magiczna różdżka
Czy jest na to jakiś sposób? Magiczna różdżka, która pozwoli nam w mgnieniu oka zamienić się w pełnowymiarowe żyrafy, a przy drugim machnięciu użyrafić bliskich tak, żeby potrafili zobaczyć w naszych wypowiedziach prawdziwe intencje?
Ja takiej nie znam. Wiem za to jak działa szeroka perspektywa i ciepły, serdeczny kontakt z samym sobą. Wiem też z doświadczenia własnego i ludzi, którzy uczestniczą w moich warsztatach, że to nie przychodzi od razu.
Stłuczka
Kiedy, prowadząc samochód w dużym niedoczasie, nie zahamuję wystarczająco wcześnie i uderzę w auto jadące przede mną, to pierwszą moją nawykową reakcją jest chęć urwania głowy sobie samej. Bo jechałam tak chaotycznie, bo zamiast wyjechać wcześniej to ja zawsze na ostatnia chwilę, bo to się musiało tak skończyć, bo trzeba było patrzeć przed siebie, a nie rozglądać na boki, bo znowu działałam w trybie „zdążyć za wszelką cenę”, zamiast zatrzymać się na chwilę i zobaczyć, że jestem podmiotem, a nie przedmiotem akcji „wizyta u lekarza”. Te myśli przypływają i odpływają. Mogę się im przyjrzeć między oglądaniem samochodów, spisywaniem oświadczenia o stłuczce i wspieraniem zaniepokojonej córki wciąż siedzącej w foteliku. Mogę zacząć się biczować, że one się w ogóle pojawiły, bo przecież rozwój osobisty zobowiązuje (!) albo pomyśleć, że to naturalne, że one są. I do pewnego momentu tak właśnie działałam – w zależności od mojego nastroju, wchodziłam w jeden albo drugi schemat, ten drugi służył mi bardziej, to jasne, a jednocześnie nie było to dla mnie tak bardzo uwalniające, jak tego potrzebowałam.
Inspiracja
I wtedy zobaczyłam filmik, w którym Marshall Rosenberg, inspirując się słowami Ghandi’ego bardzo wyraźnie rozgranicza czynności, stany i zachowania naturalne od nawykowych (tu 16:54).
Mówi w nim także o tym, że język, w którym trenowano większość z nas przez dużą część życia (biorąc pod uwagę badania z dziedziny epigenetyki – tu przeczytasz więcej na ten temat – można by rzec, że trwało to wieki) generuje przemoc, która nie jest naturalnym stanem dla człowieka.
Skrypt przetrwania
Uświadomiłam sobie po obejrzeniu wystąpienia Marshalla, że to, co tak często przyjmujemy za normę i jedyną możliwą opcję reakcji jest tak naprawdę tylko skryptem, do którego mózg jest na tyle przyzwyczajony, że inne możliwości działania w podobnej sytuacji napawają go niepokojem. Te wgrane solidnie nawyki w komplecie z brakiem kontaktu z własnym ciałem (kto słyszał w dzieciństwie: „no, już nie płacz”, „wstawaj, przecież nie bolało aż tak bardzo”, „nie wolno się tak złościć”, „natychmiast nałóż kurtkę, bo jest zimno” i inne tego typu komunikaty odbierające człowiekowi odpowiedzialność za to, co czuje, ręka do góry) uruchamiają w osobie słyszącej słowa płynące z serca lęk. Schemat jest nowy, nieznany, nie wiadomo do czego doprowadzi. W związku z odłączeniem od własnego ciała i brakiem narzędzi na przepuszczenie tego uczucia przez siebie i pozwolenie mu odpłynąć, lęk staje się na tyle niewygodny, że człowiek zupełnie nieświadomie próbuje od niego uciec na wszystkie znane sobie sposoby. I w tym właśnie miejscu możemy spotkać się z:
→ bagatelizowaniem („no, już nie bądź taki przewrażliwiony na swoim punkcie”)
→ atakiem („przestań stosować na mnie te swoje gierki”)
→ ironizowaniem („oj, jak mi przykro, że się zasmuciłeś”)
→ szantażem emocjonalnym („ myślałem, że jestem dla ciebie ważniejszy niż jakieś głupie zasady”)
Dlaczego właśnie tak?
A wszystko to w odpowiedzi na naszą szczerą próbę nawiązania kontaktu.
To boli, wiem, kiedy jednak przebijesz się przez powłoczkę i sięgniesz głębiej, może pomoże Ci świadomość, że Twój rozmówca działa nawykowo, że próbuje ochronić siebie i to, w co wierzy najlepiej jak potrafi. I kiedy odczytasz za tym trudnym komunikatem prośbę lub podziękowanie, będziesz mógł utulić swojego zranionego szakala i z perspektywy żyrafy spróbować połączyć się z tym, co żywe i naprawdę naturalne w człowieku obok.